Komentarze: 1
Wczoraj była na pierwszych zajęciach z cambridge z angielskiego. Normalnie tak się stresowałam, że prawie zjadłam długopis. Ale spoko... wchodzę a tam taka fajna babka co mi test robiła. No to grzecznie powiedziałam "dzień dobry", a do faceta, który stał koło niej "good morning". Skapowała, że to ten Brytyjczyk, co ma mieć z nami lekcje. W sali na początku siedziało 4 chłopaków. Wiek mniej więcej mój, może jeden czy dwóch trochę starszych. Ale brzydcy... ;( Potem weszła jakaś dziewczyna, nawet fajnie wyglądała ( w sensie charakteru ). A jak się zaczęła lekcja, to musieliśmy coś o sobie powiedzieć, oczywiście ja nie wiedziałam co, ale coś tam powiedziałam. Na koniec dali nam jakieś książki i ćwiczenia (co to szkoła?!) ale jakoś przetrwałem. W każdym razie myślama, że będzie gorzej, ale z 2 strony, że będą fajniejsze osoby. Jakoś tego Brytyjczyka zrozumiałam co do mnie mówił. Uff... chociaż to dobre...
Dzisiaj myślałam, a nawet byłam pewna, że matematyczka mnie do tablicy weźmie. Ale na szczęście! Nie wzięła mnie. Cud. Ale zadała nam 3 strony z ćwiczeń, hamówa. Dobra końćzę. Dzisiaj jeszcze muszę leciec na tańce, zrobić pieprzoną matmę, zadzwonić do Rudej (właśnie1 dzisiaj nie było jej szkole, musiała, cholera, zachorować). No to bay i komentujcie.